SopotON

09 mar, 2011

Afganistan

Zamieszczony przez: Sopoton w: Sopocianie

„Baszan”

Reportaż w czterech odcinkach. Odcinek 3.

Afganistan

„Nie jesteśmy czubami żeby się pchać na wojnę.”

Najciekawszym etapem tej podróży był zapewne Afganistan. Baszan, gdy przedstawiał komuś plan podróży, nigdy nie wymieniał nazwy tego państwa. Zawsze mówił o Korytarzu Wachańskim, rejonie, do którego chcieli się udać. Jest to sztuczny twór graniczny rozdzielający Tadżykistan od Pakistanu i graniczący od wschodu z Chinami. Tam nigdy nie było Talibów ani wojny. Mieszka tam ceniąca sobie spokój ludność pamirska. Baszan mówiąc o tej części trasy stwierdza:

„Nie jesteśmy czubami żeby się pchać na wojnę, a o Afganistanie nie mówimy, by ludzie sobie nie myśleli, że udajemy bohaterów.”

Mimo wiedzy na temat tego rejonu wciąż się upewniali czy na pewno nic im tam nie grozi. Urzędnik z ambasady Afganistanu również ich zapewniał, że „tam powinno być spokojnie.” Po drodze spotkali Polaków, którzy się wspinali na tamtejsze szczyty. Potwierdzili, iż jest tam bezpiecznie. Niepewność pojawiła się, gdy usłyszeli na CNN że w północnym Pakistanie zabito kilku zachodnich lekarzy. Zdarzyło się to kilkaset kilometrów od Korytarza Wachańskiego. Aż kilkaset czy zaledwie kilkaset. Planów nie zmienili. Baszan nie czuł się zagrożony. Zasypiając w namiocie nie myślał o tym, „że ktoś przyjdzie nas obciąć czy porwać.”

Granicę przekraczali z Tadżykistanu.  Baszan zwraca uwagę na kontrast, jaki ich uderzył.

„Tadżykistan wydaje się biedny, zacofany, ale jak się przeszło rzekę to jakby sie cofało o kolejne 100 lat.” Na granicy próbowano wymusić na nich łapówkę. Opłata celna miała wynieść 100 dolarów od „głowy”. Wiedzieli, że nie ma takiej opłaty celnej i nie mieli zamiaru płacić, ale celnicy byli nieugięci. Postanowili przeczekać do następnego dnia. Rozbili namioty niedaleko przejścia na ziemi niczyjej pomiędzy Afganistanem a Tadżykistanem. Następnego dnia spróbowali jeszcze raz. Trafili na tych samych celników. Do negocjacji włączył się ich szef „jakiś generał chyba.” Zapytał ich, ile są w stanie dać. Stwierdzili, że 0, a „ważniak” na to: „dobra to jedźcie.”

Na wjazd do Korytarza Wachańskiego potrzebowali zgodę generała policji. W przebrnięciu biurokratycznej procedury pomógł im miejscowy biznesmen świadczący właśnie takie usługi. Był to miejscowy Afgańczyk. Znał język angielski i miał kolorowe ksero. Od jednej osoby brał 50 dolarów. Był bardzo ciekaw, jak prognozują rozwój turystyki w tym regionie. Wspólnie odwiedzili 5 różnych biur, w tym wojskowe i generała policji. U tego ostatniego widzieli listę obcokrajowców wjeżdżających do Korytarza. Było tam 65 osób, w tym 25 Polaków. Baszana bardzo zaskoczył sprzęt, jakim dysponuje tamtejsza policja. Nowoczesne wozy terenowe i quady, jakich nie powstydziłaby się żadna europejska policja.

Podróżnicy spędzili w Afganistanie łącznie pięć nocy w namiotach. Jedną noc w „guesthousie” prowadzonym przez organizację uczącą Afgańczyków, jak prowadzić hotel. A jedną noc w „garnizonie”. Ziemiance z gliny, gdzie stacjonowało czterech żołnierzy. „Żołnierze dali nam jeść, chociaż sami dużo nie mieli. Zrobili nam ryż z ziemniakami, a my wyjęliśmy jakieś tam ciastka. Byliśmy dla nich atrakcją, a oni dla nas. Działało to w dwie strony.”

Baszan i jego koledzy wzbudzali duże zainteresowanie. Ubrani w zbroje, kaski (jeden z kamerą) i kolorowe koszulki znacznie się odróżniali od tubylców. „Miejscowi chcieli pogadać, można było robić zdjęcia.” Zgłosili się do nich starsi mężczyźni potrzebujący pomocy lekarskiej. Mieli problemy ze stawami, a jednego bolał ząb. „Pomagaliśmy im tak jak mogliśmy, żeby ich nie skrzywdzić.” Użyczyli im maści rozgrzewającej i pigułki przeciwbólowe.

Część czwarta: Koniec podróży przez Azję


Reklama

Brak odpowiedzi na "Afganistan"

Formularz komentarza

Polecam książkę

autor: Justyna Zając, Krystian Zając


Reklama